W RADOMIU INWAZJA KRASNALI - USZY MYSZKI MIKI POPROSZĘ !
Mieszkańcy Radomia obudzili się pewnego ranka, a tu niespodzianka. Na ulicach Śródmieścia pojawiły się Krasnale. Nie były to jednak te wesołe, baśniowe stworki z brodami i czerwonymi czapkami, które pilnują ogródków. Te Krasnale miały czerwono-białe barwy, nie ruszały się, nie mówiły, i – jak na prawdziwych strażników przystało – blokowały przejścia dla pieszych, parkingi, a nawet wjazdy na ulice. Nikt nie wiedział, skąd się wzięły. Może przybyły nocą na swoich niewidzialnych bryczkach ciągniętych przez magiczne osiołki, a może po prostu wyrosły z asfaltu niczym nowe kwiaty miejskiego betonu. Jedno było pewne – Krasnale zadomowiły się na dobre. Na początku nikt ich nie zauważył. Ot, jakieś dziwne słupki, może nowa sztuka miejska, może nowoczesna rzeźba, pomyśleli mieszkańcy. Ale Krasnale nie odchodziły. Z czasem zaczęły zajmować coraz więcej miejsc – przy pasach, na rogu skrzyżowań, a nawet na chodnikach. „Takie z nich przyjazne stworki,” mówił pan Marian, mieszkaniec osiedla, „że jak raz staną, to już nie ruszą.”
Z czasem ludzie zaczęli rozmawiać o Krasnalach. Dlaczego nie przechodzą przez pasy? Czemu tak uparcie blokują ulice? „Może czekają na lepszą pogodę,” żartowano w autobusach, które – co ciekawe – Krasnale również zaczęły omijać szerokim łukiem. Autobusy nie miały odwagi stanąć z nimi oko w oko. Młodzież szybko dostrzegła potencjał marketingowy nowych mieszkańców miasta. W internecie zaczęły krążyć memy: „Krasnale Radomskie – strażnicy pustych ulic,” „Krasnale – nowy ruch drogowy,” „Zasady ruchu według Krasnali – stojący to bezpieczny.” Miejscy byli zadowoleni. „To nowoczesne, ekologiczne rozwiązanie – Krasnale nie zużywają energii, nie trzeba ich ładować, a co najważniejsze – są odporne na wandalizm!” – mówili. Co ciekawe, nikt nie zadał sobie pytania, dlaczego mieszkańcy wciąż muszą parkować pół kilometra dalej od swoich domów albo czemu piesi nagle zaczęli obchodzić całe skrzyżowania, by uniknąć "lotnych patroli Krasnali."
Ludzie próbowali się z nimi zaprzyjaźnić. „Może przyniosę im jedzenie?” pytała pani Zofia, która codziennie przechodziła obok Krasnali na przejściu dla pieszych, mijając je ze smutkiem. Ale Krasnale nie były głodne. One po prostu chciały stać. I stały. Niezmiennie. W miarę jak czas mijał, Krasnale wtopiły się w krajobraz miasta. Mieszkańcy przyzwyczaili się do ich obecności. „To tak, jakbyś miał swojego krasnala na podwórku,” mówił pan Marek z uśmiechem. „Tylko że ten tutaj pilnuje, żebyś przypadkiem nie zaparkował za blisko pasów.” Czy Krasnale kiedykolwiek odejdą? Tego nikt nie wie. Może dopiero wtedy, gdy gusta się zmienią, albo gdy Radom stanie się pierwszym na świecie miastem, gdzie piesi mają swoje Krasnale na każdej ulicy. Na razie jednak trwają, niczym niewzruszone strażniki miejskiej geometrii – symbol nowej ery radomskich rozwiązań komunikacyjnych.
A Radom, miasto pełne niespodzianek, miał już swoich Strażników – Słupkowych. Dzielni obrońcy chodników, Słupkowi nie mają sobie równych. Retro, jakby wyjęci z XIX-wiecznej pocztówki, stoją niewzruszeni, twardzi, i choć niewielcy, budzą respekt. Nie muszą krzyczeć ani błyszczeć – ich czarna, stalowa sylwetka mówi wszystko: „Nie zaparkujesz tutaj, mój drogi kierowco.” Słupkowi, tak jak kamienice, które pilnują, mają w sobie coś z romantyzmu. Są niewidoczni dla nieuważnego oka, niemal stapiają się z otoczeniem, ale każdy pieszy je zna. Zdarza się, że spacerowicze delikatnie pogłaszczą stalowy słupek, jakby dziękowali mu za opiekę nad ich ulubionym fragmentem chodnika. Czasem nawet przywiążą psa, który wącha Słupkowego z zainteresowaniem. „Dobre słupki,” mruczy pod nosem pan Kazimierz, „nie to, co te kolorowe straszydła, Krasnale.”
A właśnie, Krasnale. Odkąd zjawiły się w mieście, Słupkowi poczuli lekki niepokój. „Skąd te jaskrawe stwory?” – szeptali między sobą. „Co to za nowoczesność? Przecież nasze XIX-wieczne metody wciąż są najlepsze!” I choć Krasnale były hałaśliwe wizualnie, z ich czerwono-białymi barwami i modernistycznym wyglądem, to Słupkowi nie dawali się wyprowadzić z równowagi. „Stoimy tu od lat, przeżyliśmy już niejeden eksperyment Miejskich.” Czasami, w spokojne wieczory, Słupkowi zerkali na Krasnale z ukosa. Zastanawiali się, czy ci nowi, krzykliwi mieszkańcy zostaną na długo. „Może to chwilowa moda? Może miasto wróci do klasyki, do nas?” – myśleli, choć głośno tego nie powiedzieli. Bo choć czuli się nieco zapomniani, to wiedzieli, że ich czas jeszcze nadejdzie. Czerń nigdy nie wychodzi z mody. Tymczasem Krasnale nadal stały, pyszniły się swoimi jaskrawymi barwami, ignorując elegancję swoich starszych sąsiadów.
A piesi? Oni mieli swoje zdanie. „Słupkowi to klasa. Zawsze eleganccy, zawsze na swoim miejscu,” mówiła starsza pani, mijając jednego z nich. „Krasnale? Cóż... trochę zbyt nowoczesne na mój gust.” Ale Radom, jak to Radom, przyzwyczaił się już do różnorodności. I choć Słupkowi marzyli o czasach, kiedy znowu będą jedynymi wartownikami chodników, to wiedzieli, że muszą znieść te jaskrawe, nowoczesne Krasnale. Przynajmniej na razie. Kto wie, może pewnego dnia Krasnale zdecydują się odejść. Może ich kolor wyblaknie, a miasto wróci do klasycznej czerni Słupkowych. Ale póki co, w Radomiu trwało ciche współistnienie dwóch światów: stalowej elegancji i krzykliwej nowoczesności.
Wieczorem, gdy ulice Radomia pustoszały, Słupkowi i Krasnale zaczynali cichą wymianę zdań. Niby nikt ich nie słyszał, niby nikt nie patrzył, ale one wiedziały, że to ich czas na krótką debatę.
Słupkowy:
– No i co, młody? Myślisz, że będziesz tu stał na zawsze? – zagaił pierwszy z Słupkowych, który dumnie piastował swoje miejsce przed kamienicą od lat 70.
Krasnal:
– Oczywiście! My, Krasnale, jesteśmy przyszłością! My mamy kolor, my mamy styl! – odparł dumnie Krasnal, świecąc swoim czerwono-białym ubiorem w blasku ulicznych lamp.
Słupkowy:
– Styl? Styl to ja widziałem na salonach w XIX wieku, mój drogi. Klasyka, elegancja... a nie to twoje "krzykliwe nowoczesne coś" – burknął drugi Słupkowy, który stał przy narożniku, niewzruszony od dziesięcioleci.
Krasnal:
– Jesteście po prostu zazdrośni. Ludzie nas zauważają! Nasze barwy mówią „Patrz! Jesteśmy tutaj, by cię chronić!” – Krasnal wyprostował się, jakby chciał dodać sobie jeszcze więcej wzrostu.
Słupkowy:
– No, no... Może ludzie rzeczywiście patrzą, ale to dlatego, że nie mogą przegapić czegoś, co świeci jak latarnia morska. My za to... – zrobił krótką pauzę dla efektu – my jesteśmy niewidoczni, a jednak każdy wie, że tu jesteśmy. I to nas szanują. Klasa, chłopcze. Klasa nie potrzebuje krzyczeć.
Krasnal:
– Klasa? Powiedz mi, ile samochodów zaparkowało przy tobie w zeszłym tygodniu? Ha! Żadne, bo nawet nie zauważyli, że tu stoisz! My... my jesteśmy tarczą, nieugiętą obroną przeciwko parkowaniu. Pieszy czuje się przy nas bezpiecznie!
Słupkowy:
– Tarcza? Phi! Tarczą to byłyśmy jeszcze zanim ty w ogóle byłeś wymyślony, młody. Ludzie przywiązują psy do nas, wiesz? A ty? Psa to ty byś tylko wystraszył tym swoim czerwonym krzykiem! – Słupkowy uśmiechnął się pod nosem, widząc, jak Krasnal lekko zadrżał na myśl o psie.
Krasnal:
– Ha, ha, bardzo śmieszne. Pies! Ja to bardziej ludzkie sprawy pilnuję, a nie jakieś zwierzaki. – próbował zachować kamienną twarz Krasnal, ale jego głos drżał lekko.
W tym momencie przeszedł obok nich pieszy, lekko pogłaskał jednego z Słupkowych, jakby dziękując mu za pilnowanie chodnika. Krasnal odwrócił wzrok, próbując udawać, że wcale go to nie obchodzi.
Słupkowy:
– Widzisz, młody, nie chodzi o to, by być głośnym. Chodzi o to, by ludzie nas szanowali. A tego, niestety, nie zyskasz samym kolorem. To coś, co zdobywa się latami.
Krasnal:
– Zobaczymy, Słupkowy. Zobaczymy. Moda się zmienia, a my... My tu jeszcze pokażemy, na co nas stać. Czerwono-białość to przyszłość!
Słupkowy:
– Może i przyszłość, ale zapamiętaj moje słowa, młody. Klasa jest wieczna. Jak kiedyś, tak i teraz – Słupkowi zostają. A ty? Ty może wyblakniesz. Ale ja? Ja zostanę tutaj na zawsze.
Krasnal milczał, próbując zachować godność. Wiedział jednak, że w głębi duszy Słupkowi mogli mieć trochę racji. Ale tego przecież nie przyzna – nie tak łatwo, przynajmniej nie teraz.
Ale Słupkowi już wiedzieli, że wyprowadzka Krasnali to tylko kwestia czasu. Na horyzoncie pojawiła się Myszka Miki z USA, która przywiozła swoje Uszka, znane z Nowego Jorku, gdzie skutecznie chroni pieszych i skrzyżowania. Dzięki tej nowej konkurencji, Słupkowi poczuli się dumniej. W końcu nie mogli znieść jaskrawego sąsiedztwa z Krasnalami, które tylko szpeciły przestrzeń. „Mamy styl retro, jak kamienice z XIX wieku, a te Krasnale z marketu tylko straszą i wprowadzają zamieszanie” – pomyślał jeden ze Słupków. Ich czarna stal dodawała im majestatu, a postawa wobec nadjeżdżających pojazdów była nieugięta. „Krasnale? Ich czas się kończy! Piesi mogą być pewni – z nami zawsze bezpiecznie przejdą” – pomyślał inny Słupek, obserwując jak ludzie przechodzą i czasem głaszczą go po stalowej powierzchni. Pieski też je lubiły, chociaż Krasnale były zbyt jaskrawe dla ich delikatnych nosów. Z każdym dniem Słupkowi czuli, że powoli wygrywają tę walkę o przestrzeń. Gdy Myszka Miki zbliżała się do Radomia, Słupkowi zaczęli stawać jeszcze dumniej, jakby chcieli dać do zrozumienia, że są tutaj od zawsze, gotowi bronić chodników i przestrzeni miejskiej. W końcu nastał czas na zmiany. Chodniki, które przez lata nosiły ślady przeszłości, zyskały nowy blask. Krasnale, czerwone jak pomidory, miały już wkrótce ustąpić miejsca nowym, czarnym strażnikom. Słupkowi z triumfem w sercach spoglądali na przyszłość, a ich stalowe ciała lśniły w słońcu, pewne swej roli w miejskim krajobrazie.
Krasnale wróciły do siebie, ale nie do marketu, lecz na zaplecze. Tam ich miejsce, gdzie TIRy panują, a nie ludzie – tak mówili Słupkowi, z dumą się odzywając do wszystkich przechodniów. Myszka Miki z Uszami wkroczyła do akcji, niosąc nadzieję i odrobinę magii. „Oto jestem! Na straży pieszych i ich spokoju!” – krzyknęła, wnosząc radość do zmartwionych serc. Jej uszy, jak tarcze, ochraniały chodniki, a każdy krok mieszkańców Radomia stawał się pewniejszy. „Dziękujemy ci, Myszko, za twoją pomoc!” – wołali Słupkowi, zadowoleni z nowej sytuacji. „Twe uszy poproszę, aby Śródmieście znów było dla pieszych, a nie dla tych, którzy parkują tam, gdzie nie powinni”.
Wszystko zmieniało się na lepsze, a Słupkowi, dumnie stojąc w szeregach, czuli, że w końcu ich misja ma sens. „Krasnale? To już przeszłość, niech wracają tam, gdzie ich miejsce, w tłumie TIRów i dostaw!” – dodali z uśmiechem, gdyż w końcu nastał czas na bezpieczne przejścia i piękne przestrzenie. Myszka Miki, wśród oklasków i radości, stała się symbolem zmian. Jej uszy, jak niezmienne straże, broniły ulic przed chaosem. I tak Radom znów stał się miejscem, gdzie piesi mogli cieszyć się życiem, a Słupkowi, z pełnymi dumy sercami, patrzyli w przyszłość z nadzieją.
WYGENEROWANE PRZY POMOCY NARZĘDZI AI: TREŚCI, OBRAZY, ANIMACJE i DŹWIĘKI ZOSTAŁY WYGENEROWANE SYNTETYCZNE, ZMODYFIKOWANE LUB/I ZMANIPULOWANE
BIBLIOGRAFIA:
[1] https://www.morizon.pl/blog/nowy-urbanizm-10-zrownowazonych-dzialan-i-rozwiazan-ktorych-wciaz-brakuje-w-polsce/
Komentarze
Prześlij komentarz