GRANICE MIASTA a LOTNISKO RADOM


Poniższy artykuł jest próbą podjęcia dyskusji na temat planów poszerzenia granic Radomia o tereny gmin ościennych, które pojawiły się w doniesieniach z Rady Miejskiej. Wcześniej pisałem już o konieczności podjęcia decyzji dotyczących rozwoju miasta w artykule ZA: MAŁY/DUŻY RADOM, które w drastycznym tempie się wyludnia. To z kolei prowadzi do spadku gęstości zaludnienia, a w takiej sytuacji rozszerzanie granic administracyjnych wydaje się pozbawione sensu. Zamiast skupiać się na anektowaniu kolejnych terenów, należałoby w pierwszej kolejności zagospodarować obszary, które już od 1984 roku znajdują się w granicach miasta, a mimo to pozostają zaniedbane i niedoinwestowane. Braki w infrastrukturze społecznej i technicznej wyraźnie pokazują, że miasto nie posiada wystarczających środków ani odpowiednich mechanizmów administracyjnych do zarządzania swoją obecną, mocno rozproszoną strukturą. Dowodem na to są chociażby obszary wg  nowego studium, które wciąż utrzymują znaczne połacie terenów rolniczych w granicach administracyjnych miasta. Tu warto zatrzymać się na chwilę. W wypowiedziach radnych i urzędników często pojawia się krytyka suburbanizacji, czyli rozwoju osiedli mieszkaniowych w gminach ościennych. Jednocześnie jednak Radom nie wykorzystuje własnych terenów w sposób odmienny od tych gmin – skoro w miejskich granicach wciąż utrzymywane są funkcje typowe dla obszarów wiejskich. Warto więc postawić pytanie: czym właściwie Radom ma się różnić od gmin ościennych, jeśli miejskie dokumenty strategiczne nie wskazują na żadną realną przewagę miasta nad tymi obszarami? Wracając do samego pomysłu rozszerzenia granic – zwolennicy tego rozwiązania argumentują, że jest to konieczne ze względu na potrzebę pozyskania nowych terenów inwestycyjnych. Trudno się z tym całkowicie nie zgodzić, zwłaszcza gdy patrzymy na stracone szanse wynikające z braku decyzji lub błędnych lokalizacji inwestycji, jak chociażby ulokowanie serwisowania pociągów Kolei Mazowieckich w samym centrum miasta. Takie działania prowadzą do utraty cennych gruntów, które mogłyby zostać przeznaczone na działalność przemysłową. Czy więc rozszerzenie granic Radomia może być rozwiązaniem tych problemów? Może… ale czy na pewno jest to właściwy kierunek ?

Na grafice powyżej przedstawiono tereny wokół lotniska, które miasto chce pozyskać w ramach procedury poszerzenia granic (oznaczone kolorem zielonym). Kolorem żółtym zaznaczono natomiast propozycję autora tego artykułu – oczywiście całkowicie zignorowaną przez miejskich decydentów. Nie było nawet możliwości jej przedyskutowania, bo konsultacje społeczne w sprawie poszerzenia granic ograniczono do prostego pytania: TAK lub NIE. Bez wcześniejszej debaty, bez zbierania opinii, bez rzetelnej analizy skutków. Mieszkańcy zostali zaskoczeni zwołaniem nadzwyczajnej sesji Rady Miejskiej, a jeszcze większym zaskoczeniem okazało się przygotowanie uchwały w tej sprawie w absolutnej tajemnicy. Oczywiście rozumiem, że dla polityków horyzont planowania to często jedynie cztery lata, ale czy ktokolwiek zastanowił się nad tym, że koszty uzbrojenia tych terenów spadną na barki mieszkańców? Czy ktoś zapytał ich, czy chcą ponosić dodatkowe obciążenia budżetowe, finansowane z lokalnych podatków? W kontekście ostatnich, nagłych podwyżek podatków i opłat byłoby to pytanie co najmniej zasadne. Nikt nie przedstawił realnego bilansu – kosztów, strat ani potencjalnych korzyści, np. z wpływów z podatku CIT. Powstaje więc uzasadniona wątpliwość, czy w ogóle dokonano jakiejkolwiek analizy. Bo jeśli miasto podejmuje decyzję o poszerzeniu granic – a jest to procedura, którą stosowano mniej więcej raz na 30 lat – należałoby to zrobić w sposób merytoryczny i przedstawić długofalową strategię rozwoju Radomia. Tymczasem, co się okazuje? Na jednej z sesji Rady Miejskiej wnioskodawca uchwały nagle zgłasza autopoprawkę, dorzucając dodatkowe tereny na północy miasta, rzekomo jako rezerwę pod zbiornik wodny. Kilka tygodni później, podczas kolejnej sesji, ten sam przedstawiciel magistratu oświadcza, że nie wiadomo, czy Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w ogóle wyrazi zgodę na taki zbiornik. Mało tego – nikt nie przeprowadził analizy, czy w rzece Pacynce w ogóle jest wystarczająca ilość wody, by zasilić zarówno ten zbiornik, jak i miejską oczyszczalnię ścieków. Przecież spółka Wodociągi Miejskie Radom regularnie monitoruje stan tych wód – wystarczyło zapytać. Ale nie, bo po co. Decyzje podejmuje się ad hoc, plany rysuje na kolanie, a uzasadnienia – cóż, delikatnie mówiąc – nie trzymają się kupy. W miejsce perspektywy trzydziestoletniej mamy perspektywę… trzyletnią. Czyli jeszcze bardziej absurdalną. I tak to się kończy, gdy próbujemy planować rozwój miasta bez udziału inżynierów i specjalistów, za to z mnóstwem paragrafów, uchwał i opisów, bo przecież reszta „sama się zrobi”. No to mam złą wiadomość – nie zrobi się sama!


Przedstawiona wcześniej grafika dotycząca poszerzenia granic Radomia nie obejmuje kluczowych terenów inwestycyjnych wokół Lotniska Warszawa-Radom. Tymczasem kolejna ilustracja przedstawia wielkość polskich lotnisk w odniesieniu do radomskiego portu. Jak łatwo zauważyć, radomskie lotnisko jest jednym z najmniejszych w kraju pod względem powierzchni, co budzi poważne pytania o jego przyszłe możliwości rozwoju. W tym kontekście warto zadać pytanie: czy w perspektywie 30 lat – bo właśnie taki horyzont powinni przyjąć decydenci – miasto nie powinno zabezpieczyć terenów pod rozwój naprawdę obiecującego środka transportu dla regionu? Odpowiedź jest oczywista: powinno. Tymczasem w całej procedurze poszerzania granic… zupełnie o tym zapomniano. Decyzja ta jest co najmniej zaskakująca, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że porty lotnicze w Polsce stale się rozbudowują, a ich otoczenie staje się atrakcyjnym miejscem dla nowych inwestycji. Tereny wokół lotnisk w innych miastach, takich jak Gdańsk, Wrocław czy Katowice, przyciągają centra logistyczne, firmy technologiczne i przemysł lotniczy, tworząc tzw. Airport City – model, który sprzyja rozwojowi lokalnej gospodarki. W Radomiu natomiast… nawet nie zabezpieczono pod ten cel odpowiednich gruntów. Nie chcę wchodzić w szczegóły koncepcji Airport City, ale jedno jest pewne: rezerwa terenowa dla lotniska powinna uwzględniać możliwość przyszłej rozbudowy, nawet o dodatkowy pas startowy. Czy ktoś może dziś z pełnym przekonaniem powiedzieć, że taka potrzeba na pewno nie pojawi się w ciągu najbliższych dekad? Raczej nie. Wystarczy spojrzeć na dynamiczny rozwój branży lotniczej i zmieniające się potrzeby transportowe. Jeśli Radom będzie dążyć do realnego wykorzystania potencjału lotniska, prędzej czy później rozbudowa może stać się koniecznością. Problem w tym, że – jak widać po podjętych decyzjach – miasto do tego nie dąży. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że kolejne kroki podejmowane są bez długofalowej wizji. Władze twierdzą, że Radom potrzebuje nowych terenów inwestycyjnych, ale w praktyce nie obejmują nimi kluczowego dla przyszłości miasta obszaru. To kolejny przykład krótkowzroczności i doraźnego podejścia do zarządzania miastem, w którym zamiast strategii mamy doraźne uchwały i decyzje podejmowane z myślą o najbliższych wyborach, a nie o przyszłości Radomia. To niestety pokazuje, że władze miasta nie tyle planują rozwój, co po prostu reagują na bieżące potrzeby, nie zastanawiając się nad konsekwencjami swoich decyzji. Tymczasem infrastruktura lotnicza to inwestycja długoterminowa – wymagająca myślenia wykraczającego poza jedną kadencję. Brak tej perspektywy sprawia, że Radom zamiast wykorzystywać swoje atuty, wciąż pozostaje w stagnacji.


Aby nie pozostawiać czytelników jedynie z ogólnymi stwierdzeniami o konieczności i możliwościach rozwoju Lotniska Warszawa-Radom, na powyższej grafice przedstawiono potencjalną lokalizację dodatkowego pasa startowego. Został on zaprojektowany w taki sposób, aby jego ścieżka nalotów omijała tereny zabudowy wielorodzinnej, w tym osiedle Ustronie – główną przeszkodę dla nocnych operacji lotniczych, które są kluczowe dla dalszego rozwoju lotniska. Kąt nachylenia proponowanego pasa względem kierunku północnego odpowiada układowi zastosowanemu na lotnisku w Zielonej Górze, a jego długość jest porównywalna z istniejącym pasem w Radomiu. Co więcej, warto zauważyć, że obecny pas startowy radomskiego portu jest tylko nieznacznie krótszy niż ten na berlińskim lotnisku Brandenburg Willy Brandt. Jednak bez zabezpieczenia terenów pod przyszłą rozbudowę w ramach procedury poszerzenia granic administracyjnych miasta – przeprowadzanej średnio raz na 30 lat – nie mamy nawet co marzyć o rozwoju lotniska, a tym samym samego Radomia. Jeśli już dziś nie uwzględnimy takiej rezerwy, miasto na własne życzenie zamknie sobie drogę do dalszej ekspansji, skazując lotnisko na ograniczoną rolę w krajowym systemie transportowym. To prowadzi do szerszego problemu, który ponownie ujawnił się podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej. W debacie o Radomiu jako centrum Regionu Radomskiego często padają wielkie słowa o jego „liderowaniu”, ale rola lidera nie wynika z dokumentów administracyjnych. Samo wskazanie Radomia jako centrum regionu w strategiach i programach nie czyni go faktycznym liderem. Aby tę pozycję zdobyć, potrzeba realnych działań – współpracy z gminami ościennymi, wspólnych projektów i aktywizacji Radomskiego Obszaru Funkcjonalnego, który obecnie jest równie martwy jak koncepcja rewitalizacji śródmieścia miasta. Tymczasem sposób procedowania zmian granic administracyjnych pokazuje, że Radom nie tylko nie wzmacnia swojej pozycji, ale wręcz ją osłabia. Rola regionalnego lidera wymaga konsekwentnych, dalekosiężnych działań, a nie krótkowzrocznych decyzji podejmowanych w pośpiechu i bez konsultacji. Można wręcz powiedzieć, że nie tyle tracimy tę pozycję – bo nigdy jej nie mieliśmy – ile sami oddalamy się od jakiejkolwiek szansy na jej zdobycie. I oby to nie była przyszłość mierzona w latach świetlnych…


WYKORZYSTANO GOOGLE MAPS; WYGENEROWANE PRZY POMOCY NARZĘDZI AI: TREŚCI, OBRAZY, ANIMACJE i DŹWIĘKI ZOSTAŁY WYGENEROWANE SYNTETYCZNE, ZMODYFIKOWANE LUB/I ZMANIPULOWANE
 

Komentarze

YO.FAN

Popularne posty